Różowe słońce: gujawa

rozowe-slonce-gujawa

Gdy mieszkałam przez krótki czas w centrum Hawany, mój przemiły gospodarz codziennie rano raczył mnie talerzem tego, co na Kubie najlepsze: boskich, dojrzałych, pachnących słońcem owoców. Wyspiarze korzystają z dobrodziejstw klimatu bez ograniczeń – w sklepach wciąż jest niewiele, ale za to uliczne stoiska i wózki uginają się pod ciężarem gigantycznych ananasów, awokado i papai. Między nimi nieco mniej spektakularnie piętrzą się owoce, które przypominają na pierwszy rzut oka żółte lub zielone jabłka: oto gujawy, moje ostatnie odkrycie i wielka miłość. Z wielką wdzięcznością wbijałam widelec w pyszny, różowy miąższ; zdarzyło się i nieraz pochłonąć cały owoc razem z miękką skórką wprost na ulicy.

Gujawa pachnie oszałamiająco i to właśnie zapachem najlepiej kierować się przy kupowaniu owoców: jeśli pachną mocno i przyjemnie, to znaczy, że owoc osiągnął pełną dojrzałość i można go schrupać. Jeśli przypadkiem kupimy gujawę niedojrzałą, zostawmy ją na kilka dni samej sobie – dojrzeje po zerwaniu, podobnie jak awokado czy papaja. Konsystencję różowego miąższu chyba najlepiej przyrównać do gruszki lub miękkiego jabłka, w nim kryją się nasiona, które przyjemnie chrupią w zębach.

Owoce są bogate w błonnik i dość wysokoenergetyczne, są więc superprzekąską dla sportowców. Mamy tu sporo witaminy C; w 100 gramowym owocu jest jej aż 230 mg, czyli potrójna dzienna norma. Nie brakuje też mikroelementów: potas – sprzymierzeniec naszego serca, bo reguluje równowagę sodową; mangan, który jest niezbędny, by zachodziły procesy antyoksydacyjne; miedź – potrzebna do produkcji czerwonych krwinek. Gujawa służy panom, bo dzięki tym pierwiastkom ma zbawienny wpływ na krążenie i ukrwienie, a co za tym idzie – potencję, ponadto reguluje ciśnienie. Mimo wysokiego indeksu glikemicznego zawartość węglowodanów jest dość niska, zatem ładunek glikemiczny po spożyciu przeciętnej porcji nie zaszkodzi nawet diabetykom. Witaminy z grupy A służą naszym oczom, a B – układowi nerwowemu. Jednym słowem, nic, tylko nabyć wielki wór gujawy za kilka pesos i włączyć ją na stałe do podróżniczej diety.

Gujawa zawiera mnóstwo pektyn, mieszkańcy wysp karaibskich chętnie przerabiają ją więc na dżemy i salsy. Ja jednak kombinowałam, jak wykorzystać gujawę jako towarzyszkę do świeżo złowionej ryby. Red snapper, czyli lucjan, ma mięso domagające się lekko kwaskowatego dodatku. Wymyśliłam zatem salsę z gujawy o uroczym, różowym kolorze: zblendowałam obrane owoce z sokiem z limonki, kokosowym mlekiem i świeżą ostrą papryczką jalapeno. Dobrze mieć w zanadrzu garść liści kolendry, która dopełni smaku i urody. Efekt przerósł oczekiwania, a salsa zebrała oklaski. Gujawie pozostanę wierna, pewnie dopóki nie poznam kolejnego skarbu karaibskich targów i znów nie oddam mu serca. Tymczasem ruszam na łowy między stragany. Hasta luego!